Kredki Derwent Coloursoft
Cześć wszystkim! Miały być wakacje i moje prawdziwe wakacje zaczęły się chyba jednak dopiero dzisiaj. Cały czas miałam coś do zrobienia, nawet nie mogłam znaleźć chwili, żeby poświęcić się swojej pasji. Dzisiejszy post jest takim małym wstępem do wpisu na temat przyborów, których używam, ale też pierwszym wpisem-recenzją, który niektórym naprawdę może się przydać.
Coloursoft są kredkami angielskiej firmy Derwent, występują w zestawach po 6, 12, 24, 36, 48 i 72 kolory w blisterach, metalowych pudełkach oraz drewnianych kasetach. Ich cena w przypadku największego zestawu waha się od 250 do 270 (metalowe pudełka) albo sięga nawet 500 złotych (drewniana kaseta). Można kupić je także na sztuki po ok. 4 złote. Istnieje też zestaw Skin Tones (który również posiadam), czyli 6 wybranych kolorów, za pomocą których można uzyskać różne karnacje skóry.
Nie jestem pewna jaki sens ma to dopłacanie za opakowanie, uważam, że to metalowe jest znacznie bardziej poręczne i wygodne. Jak można wydać tyle pieniędzy na kredki? Jednym przyjemność sprawia kupowanie ubrań, a innym kredek :) Myślę, że w porównaniu do np. Faber Castell Polychromos, Coloursofty są w całkiem przystępnej cenie.
Ja posiadam zestaw 72 kolorów w metalowym pudełku. Jest ono funkcjonalne, bo pomimo swoich rozmiarów nie zajmuje dużo miejsca - przykrywkę można włożyć pod dolną część :)
Kiedy otworzyłam pudełko, kredki były już zastrugane, ale dla mnie nie wystarczająco, więc musiałam zrobić to po swojemu. Tu pojawia się pierwszy minus, lepiej mi się rysuje jak są porządnie zatemperowane, a ich miękkość sprawia, że zużywają się w bardzo szybkim tempie. Skoro już o tym mowa, to nie wiem, czy dostałam opakowanie z wadliwymi sztukami, czy to wina temperówek (które były nowe i tylko do tych kredek używane), ale po pierwszym temperowaniu drewno otaczające rysik zaczęło się łamać i nawet odcięcie tej części i ponowne temperowanie nic nie pomogło, kredka w kolorze Ohre pozostało w takim stanie jak niżej:
Tak samo stało się z kredką w kolorze Purple, ale tę na szczęście udało mi się uratować. Jest zdecydowanie krótsza od pozostałych, mimo, że użyłam jej tylko do jednej pracy, bo musiałam ją wielokrotnie strugać, aby ją w ogóle jeszcze mieć!
Gama barwna jest imponująca, ale brakuje mi prawdziwego, wyrazistego różu jaki jest w najzwyklejszych Bambino, a czerń pozostawia wiele do życzenia (powinna być smolista, ta przypomina mieszankę kredek Brown Black i Petrel Grey). To oczywiście nie zmienia faktu, że pozostałe kolory są przepiękne i jest ich naprawdę dużo. Co my tu mamy... Przeróżne odcienie żółtego, pomarańczowego, czerwonego, różowego, fioletowego, niebieskiego, zielonego, brązowego, a nawet szarego! Najbardziej cieszy mnie obecność takich kredek jak Deep Fuchsia, Soft Pink, Blush Pink, Pink Lavender, Ultramarine, Electric Blue, Iced Blue, Cloud Blue, Sea Green, Dark Green, Mint, Pale Mint, Ginger, Peach, Pale Peach, Light Sand, Brown BlackPersian Grey, Steel Grey czy White Grey - tak, to zdecydowanie moje ulubione. No tak, napisałam pełno nazw, a przecież nie macie tego wszystkiego przed sobą - poniżej mój wzornik. To jest coś naprawdę przydatnego, bo nie muszę za każdym razem marnować kartek na sprawdzanie kolorów, mam wszystko w jednym miejscu, widzę jak będzie to wyglądać, jest mi o wiele łatwiej dobrać kolorystykę.
Coloursofty są bardzo miękkimi kredkami, rysowanie nimi porównuje się do rysowania ołówkiem 6B. Nie trzeba mocno dociskać do kartki, aby uzyskać intensywny kolor, co jest ogromną zaletą przy cieniowaniu. Robiąc te "próbki" pierwszy raz odczułam, że niektóre kredki są bardziej miękkie. Sea Green jest zdecydowanie bardziej woskowa niż Dark Green, trochę jak pastel (4 od lewej).
Spotkałam się z bardzo negatywną recenzją tych kredek i byłam zaskoczona, wręcz rozbawiona głównym argumentem, jakiego użyto. "O ile zbliżone odcienie dobrze się łączą, to te różne są nie do połączenia" - to nic innego jak kwestia umiejętności, bo mi udało się je połączyć. Można oczywiście użyć tutaj blendera (o tym już niedługo), ale biała kredka też świetnie się nada.
Co jest na plus?
1. Największy zestaw to aż 72 kolory
2. Funkcjonalne opakowanie
3. Najbardziej miękkie kredki
4. Intensywne kolory
5. Kredki są okrągłe
6. Niełamiący się wkład
7. Dobrze się nimi cieniuje
A co na minus?
1. Nie są tanie
2. Mogą trafić się wadliwe sztuki
3. Szybko się zużywają
Coloursofty są bardzo miękkimi kredkami, rysowanie nimi porównuje się do rysowania ołówkiem 6B. Nie trzeba mocno dociskać do kartki, aby uzyskać intensywny kolor, co jest ogromną zaletą przy cieniowaniu. Robiąc te "próbki" pierwszy raz odczułam, że niektóre kredki są bardziej miękkie. Sea Green jest zdecydowanie bardziej woskowa niż Dark Green, trochę jak pastel (4 od lewej).
Spotkałam się z bardzo negatywną recenzją tych kredek i byłam zaskoczona, wręcz rozbawiona głównym argumentem, jakiego użyto. "O ile zbliżone odcienie dobrze się łączą, to te różne są nie do połączenia" - to nic innego jak kwestia umiejętności, bo mi udało się je połączyć. Można oczywiście użyć tutaj blendera (o tym już niedługo), ale biała kredka też świetnie się nada.
Co jest na plus?
1. Największy zestaw to aż 72 kolory
2. Funkcjonalne opakowanie
3. Najbardziej miękkie kredki
4. Intensywne kolory
5. Kredki są okrągłe
6. Niełamiący się wkład
7. Dobrze się nimi cieniuje
A co na minus?
1. Nie są tanie
2. Mogą trafić się wadliwe sztuki
3. Szybko się zużywają
Prace prawie w całości wykonane kredkami Derwent Coloursoft: