Magiczny ogród
Witam Was serdecznie!
Dzisiaj coś absolutnie wyjątkowego, nie martwa natura, nie postać, ale ogród. W czerwcu klasy trzecie pojechały na obowiązkowy plener, ja z powodów zdrowotnych zostałam w domu, ale nie martwiłam się tym nawet przez chwilę. Mogę nawet powiedzieć, że mi to odpowiadało. Ja lubię mieć dogodne warunki, robić coś w swoim tempie i bez stresu, a za pracą na zewnątrz nie przepadam, jestem typem twórcy zalegającego w swojej pracowni. Poza tym mój profesor doskonale mnie rozumie, dlatego dogadaliśmy się w tej kwestii.
Pamiętacie to płótno z moją mamą? Mówiłam, że je przemaluję i tak zrobiłam, na miejscu tego niedokończonego wizerunku pojawił się ogród, który mama tworzy od bardzo dawna. Jest to część żwirowa, ścieżka do niej prowadząca ma chyba tyle samo lat, co ja. Gnejs, który pokrywa powierzchnię i stanowi piękną bazę i tło dla roślin jest mieszanką wielu kolorów; składa się zimnych szarości, żółcieni, beżu... Te kamienie są niewielkich rozmiarów i w paski, z daleka tworzą dość jednolitą powierzchnię, dlatego nie bawiłam się w zaznaczanie pojedynczych sztuk, mój sposób malowania jakoś sobie z tym poradził. Od góry, mamy tu: świerk, gałąź drzewa, którego nazwy nie znam, ale ma piękny rudy pień i je uwielbiam, choć potwornie bałagani, oleandra na patyku (w tamtym czasie jeszcze bez kwiatów), różowe begonie, ozdobne byliny z liści (również bez kwiatów), gigantyczny bluszcz, nie mniejszą lawendę i hortensję, która wówczas dopiero się rozwijała.
Malowałam planami, wydało mi się to najlepszym sposobem na zabranie się za coś, czego nigdy nie robiłam. Raczej nie mieszałam kolorów na palecie, zazwyczaj robię to na płótnie. Niektóre elementy sprawiły mi problem, inne bez większego zaangażowania wyszły najlepiej, też tak macie? Świerk i lawenda to zdecydowanie moi ulubieńcy. Nie chciałam dać dojść do głosu swojej dokładności, ale pod koniec zaczęłam wchodzić w szczegóły, więc czas pracy mi się wydłużył i finalnie zajęło mi to chyba jakieś 20 godzin. A tak dobrze szło... Nie malowałam jeszcze olejami, dlatego jak na razie jestem zwolenniczką akrylu na płótnie, bardzo wygodna technika i najważniejsze, nie martwię się efektami używania rąk jako palety.
Nie wiem czy w najbliższym czasie popełnię kolejny taki obraz, na razie zajmuję się wystawą i portretami wszelkiej maści, od własnej wersji Disneya po linearty z korą drzew. Mam bardzo artystyczne wakacje, wczesnym rankiem rysunek i malarstwo, do późnego wieczora rzeźba. Zobaczymy co z tego wyjdzie, na dzisiaj tyle ode mnie. Dajcie znać w komentarzach, co myślicie!
Fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Usuń