SKETCHBOOK #3

Witam Was serdecznie! 
Wakacje już prawie za nami, nic się tutaj w ostatnim czasie nie pojawiło, ale nie próżnowałam, naprawdę. Niestety wiele rzeczy nie mogę Wam jeszcze pokazać ze względu na to, że nie mam możliwości wykonania zdjęć albo nie są ukończone. I tu pojawiają się dwie możliwości: szkic albo brak części rysunków niezbędnej do ukończenia projektu. Jeśli obserwujecie fanpage'a, widzieliście podobiznę Shirley Manson w ołówku (na razie) czy też mały fragment projektu, nad którym pracuję, a więcej opowiem o nim we wrześniu. To tylko część prac, które mają się tu pojawić, ale warto czekać. Ja sama jestem podekscytowana, ha ha! Dzisiaj kolejna porcja rysunków ze szkicownika, ale tym razem "rozdrobnię się" nad poszczególnymi; zapraszam ;)
Szkicując Shirley, wiedziałam, że muszę jak najlepiej oddać jej rysy, jak najbardziej zbliżyć się do oryginału, ale podejmowałam kolejne próby i nie byłam usatysfakcjonowana. Jeśli chodzi o szkicownik, częściej pracuję długopisem niż ołówkiem, więc gdy narysowałam sobie linearnie twarz, zaczęłam chaotycznie cieniować ją za pomocą różnych zygzaków, okręgów, kresek, a nie, jak zawsze, uzyskując coś w rodzaju plamy barwnej, jak przy kredce. Podobną technikę nieświadomie zastosowałam przy szkicu do tego rysunku. Bardzo mi się to spodobało i chyba już wiem, jak poradzę sobie z ołówkiem na dużym formacie, w końcu trzeba robić sobie przerwy od węgla. 
 
Skupiłam się głównie na portretach, dużo z nich jest inspirowane moją twarzą, w końcu znam ją najlepiej i najłatwiej mi na niej pracować. Pozwoliło mi to na lepsze rozłożenie cienia i co najważniejsze, idealizując siebie, stworzyłam typ urody, który mi odpowiada i który będzie podstawą moich prac z wyobraźni. Myślę, że bez trudu rozpoznacie Katherine Langford z serialu 13 reasons why (choć zdecydowanie nie jest w pełni sobą), osoby, którą stworzyłam za pomocą fotomontażu ze zdjęć moich kolegów niestety nie skojarzycie, podobnie z kimś z wyobraźni. 
Jakiś czas temu wykonałam dwa zdjęcia, podobały mi się, nigdzie ich nie opublikowałam, jednak stwierdziłam, że mogą być wspaniałą podstawą do rysunku. Zamiast bezmyślnie starać się oddać podobieństwo, jak przy Katherine, postanowiłam uwydatnić pewne cechy, nadać delikatności światłocieniowi, ubranie spłaszczyć i pozbawić jakiegokolwiek waloru, a z koka zrobić puszystego kucyka. Czasem znacznie lepiej jest się pobawić. To zdecydowanie moja ulubiona kartka.
A teraz czas na coś w kolorze. Uwielbiam zestawienie pomarańcz-czerwień-róż-fiolet, uczta dla oczu. Pomyślałam sobie: porównam kredki z przedziału cenowego 17-40 zł z kredkami za 270 zł. Cóż, nie do końca tego dokonałam, ponieważ rysując tymi drugimi zrezygnowałam z pomarańczu i czerwieni, sama nie wiem dlaczego. Nie ma słów, które określą wygodę i przede wszystkim jakość, cena nie bierze się z znikąd. Pracowałam kredkami Derwent Colorsoft, których recenzję znajdziecie tutaj oraz Bic Conte, KOH I NOOR PROGRESSO (recenzja tutaj), klasycznymi kredkami Jumbo/Bambino.
Następnie zajęłam się martwą naturą, której w roku szkolnym (jak większości, ha ha) nie udało mi się ukończyć. Naszkicowałam ją sobie ołówkiem, nakreśliłam kontury cienkopisem Micron 005, a potem stanęłam przed wyborem: kredki czy kredki akwarelowe. Pomyślałam, że skoro i tak mało maluję, wybiorę te drugie, z pewnością dodadzą uroku tym kilku przedmiotom. Kredki akwarelowe wyjątkowo mnie zachwycają, oprócz efektu uzyskanego przez odpowiednie ich nałożenie, podziwiamy piękny efekt ich rozmycia, nasycenie, jakiego nabierają, jest niesamowite.

Komentarze

Prześlij komentarz