2017

Cześć. W końcu jesteśmy na bieżąco, bo oprócz sfinksa, który czeka jeszcze na wypalenie, pokazałam tu już wszystko z pierwszej klasy, co chciałam pokazać. Dzisiaj coś zupełnie nie z mojej bajki, po pierwsze jest to kalendarz, po drugie pracowałam na komputerze, wow! Prawda jest taka, że nie mogłam nic wymyślić do tej nieszczęsnej "kontry" (tematu konkursu), a jak zrezygnowałam z tuszu i wspomniałam o zachlapanych butach, profesor mnie bardzo dobrze nakierował. Może po kolei, bo sama nie wiem, co tu się dzieje.

Temat już znacie - kontra, zadaniem nie było oczywiście zrobienie całego kalendarza, bo kto by zdążył... Do wyboru mieliśmy po jednym miesiącu z każdego kwartału i do tego okładka kalendarza, czyli zestawy wyglądały tak:
  1. Styczeń, maj, wrzesień + okładka
  2. Luty, czerwiec, październik + okładka
  3. Marzec, lipiec, listopad + okładka
  4. Kwiecień, sierpień, grudzień + okładka
Wybrałam drugi zestaw, bo nazwy tych miesięcy wyglądają chyba najlepiej, wiecie, tak estetycznie. Nieważne, haha! Zachlapane buty to był dopiero początek, bo części garderoby pojawiają się w każdym miesiącu, przecież to wszystko musi być spójne i łączyć się ze sobą. Same ubrania jednak nie wystarczą, ale o tym w dalszej części. 

OKŁADKA
Okładkę zrobiłam na samym końcu, bo o niej zapomniałam. Weszłam do sali zadowolona z siebie, zrobiłam całe zadanie, a tu niespodzianka, brakuje mi jednej karty. W każdym razie już jest i zamiast zająć mało czasu, zajęła całkiem sporo - łączyłam błoto z października, wodę z czerwca i śnieg z lutego. Ciężko stwierdzić czy lepiej wyglądałoby to z widocznymi łączeniami, ale uznałam, że bezpieczniej, aby jakoś się to przenikało, nachodziło jedno na drugie. Brzmi banalnie, ale pracowałam długo, dlatego, że odpowiednie umiejscowienie, połączenie i pozbycie się tła wymaga jednak przemyślenia. Czcionka to Boycott, wykorzystałam ją we wszystkich 4 kartach. Idealnie pasuje to rozchlapanego błota, to kropli wody, to puszystego śniegu. Te nieregularne krawędzie wyglądają na poszarpane, zatarte, zachlapane - jestem nimi po prostu zachwycona. Jak umiejscowilibyście napis na takiej stronie? No, pierwsze co się nasuwa na myśl to sam środek. Próbowałam tutaj jeszcze ze zmianami koloru i rogiem, ale wielkie czarne cyfry w centralnej części są niezastąpione. 


LUTY
Luty, luty, luty. Obchodzę urodziny w tym miesiącu, ale tak go nie lubię! W ogóle nie lubię zimy, okres od grudnia (kiedyś nawet listopada) do lutego/marca to jedna wielka katorga, jeśli spadnie śnieg. Wszystko mokre, brudne, w soli... Ponarzekałam, to teraz o rzeczach ważnych. Miała być czapka z bąblami, ale nie miałam takiej, więc sfotografowałam tę z jednym i wiecie, co? Chyba nawet lepiej to wyszło. Próbowałam też z rękawiczkami, ale puchata czapeczka to jednak coś! Jak zawsze, robiłam wszystko na ostatnią chwilę i miałam ogromne szczęście, że tego dnia spadł śnieg. Leżał sobie przez cały ranek na masce samochodu i gdybym wyszła tylko godzinę później na dwór, musiałabym szukać tego w internecie, a to niestety nie to samo. Chociaż... Na dworze fotografowałam rękawiczki, a czapkę na białym tle w domu, więc wyszłoby na to samo. Ale tu chodzi o moje zaangażowanie! Druga wersja to szalik, ale nigdy mi się to nie podobało, nie wiem czemu to zrobiłam, chyba, żeby mieć z czego wybierać. Dobre jest tu mocne wyostrzenie, to przerysowanie ma swój urok. 
Inne wersje:


CZERWIEC
Czerwiec był problematyczny, bowiem trudno mi go z czymś skojarzyć, jest taki przezroczysty. Włożyłam sobie białą kartkę w koszulkę, nalałam wody do dzbanuszka i chlapałam po klapku. Bardzo przyjemna praca, żadnego wysiłku czy większego bałaganu. Fotografowałam dwie pary japonek i bardzo trudno było mi wybrać, bo przyłożyłam się do obu wersji i zawsze szkoda odrzucić jedną z nich. Jednakże nie byłabym sobą, gdybym nie postawiła na czerń i biel.















Inne wersje:


PAŹDZIERNIK
Od października to wszystko się zaczęło, moi drodzy! Kto z Was nie wskakiwał w kałuże, będąc dzieckiem? Oprócz mnie, chyba każdy, bo ja łamałam lód, kiedy były zamarznięte w zimę, a to z chlapaniem i błotem niewiele ma wspólnego. Oh, pisząc to zdanie przypomniałam sobie te srogie zimy w latach 00. Gdy byłam mała tylko czekałam na śnieg, ale... kto nie czekał, haha? Jako, że to dzieci uwielbiają te mokre zabawy, to koniecznie chciałam sfotografować małe dziecięce kalosze. Nie posiadam takich zabytkowych, w których niegdyś chodziłam, ale to nie stanowiło problemu, przecież mam niecałe 4 km od siebie dwa małe szkraby. Dostałam śliczne czerwone kalosze, wprost idealne do tego zadania. Było zimno. Było mokro. Nie miałam serca wyciągać dziecka, żeby skakało mi po kałużach. Ja jestem samowystarczalna, dlatego położyłam w kałuży jeden z kaloszy, a drugi uderzałam o taflę wody jednocześnie robiąc zdjęcia. To była długa sesja, ale jaka efektowna! Skorzystałam też ze sposobu z czerwca, czyli włożyłam kartkę w koszulkę i położyłam w kałuży, trzeba przecież ułatwiać sobie życie, zamiast męczyć się w programie graficznym. Zrobiłam też zdjęcia ciężkich czarnych kaloszy, zdecydowanie bardziej brudnych, wręcz sfatygowanych i mimo, że efekt również mi się podobał, nie miałam tutaj wątpliwości, co wybiorę. 


Inne wersje:




Drogi czytelniku! 
Jeśli jeszcze nie obserwujesz mnie na facebooku, kliknij "Lubię to" po prawej stronie ;)