Studium postaci suchymi pastelami i węglem

Choć jest to temat akademicki i mogłoby się wydawać, że to chleb powszedni każdego człowieka zajmującego się sztuką, ja raczej nieczęsto go podejmuję - właściwie tylko wtedy, kiedy potrzebuję tego konkretnego rodzaju rysunków. We wcześniejszych postach z pewnością narzekałam, że niechętnie rysuję postaci na tych wielkich kartonach, ale zmieniłam zdanie i muszę przyznać, że wręcz to polubiłam - w końcu ograniczamy siebie sami.

Zacznę od rysunku, który powstał jako drugi, co prawda w niedużym odstępie czasu, ale kolejność ma znaczenie ze względu na widoczny postęp, który wynika nie tylko z samej praktyki, ale też z obserwacji i poszukiwań. Nie bez powodu mówi się, że muzea powinny być drugimi domami aspirujących artystów. Miesiąc temu miałam okazję zobaczyć wystawę prac Anny Bilińskiej w Muzeum Narodowym w Warszawie i choć szukałam wcześniej sposobu na węgiel, dopiero jej rysunki sprawiły, że powiedziałam "no, tak, to wygląda dobrze, muszę spróbować".

Już rok temu podjęłam próbę rysowania suchymi pastelami na kolorowym kartonie, ale wtedy łączyłam to z węglem i efekt nie był zadowalający. Jeszcze nie odważyłam się nie modyfikować kolorystyki, ale wprowadziłam zielonkawy niebieski kolor, który przełamuje szarość pasteli i tektury. Modela ustawiłam frontalnie, w pozycji swobodnej, ze skrótami perspektywicznymi - poprzeczkę trzeba sobie podnosić. Rysowałam ok. 5-6 godzin na formacie 100/70 cm (B1).

Rysunek węglem ma kilka niezłych elementów, jednak nie może równać się z tym powyżej. Ta technika nie lubi mojej precyzji, mocnej i zdecydowanej linii o charakterze konturu, przez co modelka wygląda na sztywną. Może nie będzie to dokładnie to samo, ale zdecydowanie chcę powtórzyć ten rysunek, zwłaszcza, że po wizycie w muzeum mam w głowie kilka rozwiązań, które chciałabym sprawdzić - może wyjdzie z tego całkiem niezłe studium postaci węglem?


Komentarze