Martwa natura z taftą

Cześć! Skoro już zrobiłam powrót do malarstwa, to jeszcze trochę przy nim zostanę; dzisiaj martwa natura, ale nie byle jaka, bo chyba, najlepsza, jaką do tej pory namalowałam. Bardzo możliwe, że mówiłam tak w marcu czy maju, gdy powstały dwie wielkoformatowe prace o charakterze realistycznym, a na pewno idące w tym kierunku. Ta jest moją ulubioną; nie jest przekombinowana, przeciwnie, dwie draperie i bardzo proste ułożenie przedmiotów. Wydaje mi się dość lekka, jasna, a przede wszystkim była dla mnie nowym wyzwaniem, bo jeszcze nie miałam okazji malować tak specyficznej tkaniny, jaką jest tafta. Tę dwukolorową, którą widzicie na obrazie charakteryzuje splot wątku i osnowy w dwóch różnych kolorach, dzięki czemu przy drapowaniu i działaniu światła możemy zaobserwować za równo jedną, jak i drugą barwę. Kreacje wieczorowe z tafty są zjawiskowe, ale i tutaj robi ona wrażenie, bardzo przyjemnie mi się z nią pracowało. Poza tym ułożyłam także drugą tkaninę, w odcieniu jasnego fioletu, metalowy dzbanek, dwa ceramiczne naczynia, szklany wazonik i cytrynę. 





Komentarze