Martwa natura z misiem
Zaczynając ten rysunek, chciałam, żeby był luźny, zajął mało czasu i pokazał moją kreskę. Wiecie, jak ciężko jest być perfekcjonistą... Nic mi z tego luzu nie wyszło, zrobiłam najdokładniejszy wielkoformatowy rysunek z natury w swoim życiu, a przed sztalugą spędziłam tydzień, od rana do wieczora. Po czasie myślę, że absolutnie było warto, bo to jedna z nielicznych prac, które lubię na tyle, że powiesiłabym je na ścianie.
Od zawsze wychodziłam z założenia, że szkoda tych "lepszych" ołówków na taki format, bo tam tak naprawdę nie do końca ta jakość ma znaczenie, więc ponownie pracowałam ołówkami Koh-I-Noor, zarówno bezdrzewnymi (Progresso), jak i zwykłymi z różnych serii. Kupiłam grafity Staedtler, których później użyłam i w szkicowniku, i w dużym studium postaci, żeby zobaczyć, czy będzie widoczna różnica. Moim zdaniem, właściwie jej nie ma, dlatego też na razie pozostanę przy swoim założeniu. Grafity oczywiście bardzo mi się spodobały, może w końcu czas napisać ich recenzję?
Nie przedłużając - krótko o tej martwej naturze. Format to 100/70 cm, czas pracy to około 85 godzin. Ustawiając przedmioty do rysowania, zwracałam uwagę na ich powierzchnie i kształty, starałam się też zadbać o to, aby były zarówno ciemne, jak i jasne. To, z czego zrezygnowałam, to światło sztuczne, więc nie podjęłam maksymalnej liczby zagadnień, ale myślę, że naturalne światło zawsze działa lepiej, więc nie żałuję i zrobię rysunek z dużymi różnicami światłocieniowymi następnym razem.
Umieściłam misia, a więc musiałam zmierzyć się z rysowaniem futra/włosia, 2 rodzaje tkanin - satynę oraz wełnę, dwa rodzaje drewna - gładkie, matowe krosno oraz połyskującą komodę z widoczną fakturą, błyszczący (w rzeczywistości złoty) sznur oraz łańcuch, w tle ściana i deski/tektury. Choć każdy element tej kompozycji wymagał ode mnie dużego skupienia, to największe wyzwanie stanowił miś. Kiedyś już rysowałam futro, ale i tak trochę musiałam pogłówkować, jak dobrze je oddać.
Komentarze
Prześlij komentarz