#73
Witam Was serdecznie!
Miesiąc temu moja droga ciocia obchodziła swoje 40. urodziny i postanowiłyśmy z mamą, że powinna dostać coś wyjątkowego, dlatego też odszukałyśmy zdjęcie z jednego z jej wyjść, a w dodatku z dużą ilością jej ulubionego koloru - fioletu. Oczywiście zabrałam się za to dość późno, chyba tydzień przed. Trochę z obowiązku wykonałam szkic, odłożyłam go na 2 dni i kiedy przystąpiłam do wypełniania go pastelem, dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa przyjemność i walka o jak najlepszy efekt, bowiem pracowałam pastelem dopiero drugi raz. Drugi raz ogólnie, a pierwszy profesjonalnymi przyborami z zestawu Talens Van Gogh, który na pewno zrecenzuję za jakiś czas, kiedy użyję go do jeszcze kilku rysunków.
Szkic wykonałam fioletową kredką Bic Cante - jedną z twardszych na rynku, jednak gładko rozkładających się na papierze i łatwych do wytarcia gumką. Pracowałam na papierze fakturowanym do pastelu Art Deco o wymiarach 35 x 45 cm i gramaturze 220 g/m².Oprócz nowego zestawu pasteli użyłam także tych od KOH I NOOR - żaden zestaw nie zawiera przecież wszystkich niezbędnych kolorów.
Uznałam, że warto zacząć od najjaśniejszych fragmentów, w tym wypadku była do skóra i sukienka. O ile tkaninę wykończyłam, aby już do niej nie wracać, ze twarzy nie mogłam tak postąpić, bo każdy kolejny jej element wprowadzał zmiany w postrzeganiu całości, dlatego nie dzieliłam rysunku na poszczególne obszary - moje zadanie było w swojej naturze bardzo malarskie. Pastele w sztyfcie nie zawsze pozwalają na dopracowanie szczegółów (chyba, że pracuje się nowymi, o kwadratowym przekroju, których kąty jeszcze nie uległy starciu), dlatego warto zakupić w tym celu te w kredce, ja niestety jeszcze ich nie posiadam, dlatego poradziłam sobie inaczej. Czerń przy kolczykach uzupełniłam węglem w ołówku i czarnym cienkopisem, bo nie mogłam dotrzeć tam pastelami, a wolałam nie ryzykować zabrudzenia kryształów, w których najważniejsze jest światło i czyste barwy. Rzęsy również narysowałam cienkopisem, później przyprószyłam pastelami, aby nie wybijały się jako ostre linie. Włosy sprawiły mi trochę kłopotów, ale od czego jest sepia!
Do oprawienia użyłam antyramy i kremowego passe partout (po części ze względu na nietypowe wymiary arkusza), dlatego też wzorując się na rokokowych artystach pozostawiłam tło w szarości, stonowane i z charakterystycznym dla tamtego okresu źródłem światła poza kadrem, dzięki czemu uzyskałam pewnego rodzaju gradient.
Mogłabym postawić sobie za cel wykonanie rysunku tylko jednym zestawem przyborów, ale nie wtedy, kiedy ma być idealnie. Po czasie, rzecz jasna, coś na pewno bym tutaj poprawiła, jednakże wychodzę z założenia, że warto pozostawiać prace takimi, jakie uznało się w danym momencie za dobre - można wyciągnąć z tego lepsze wnioski i naukę. Co myślicie? :)
etapy tworzenia |
'Rysuję portrety na zamówienie, dlatego zachęcam do obserwowania mojej strony:
Komentarze
Prześlij komentarz