GORĄCZKA ZŁOTA | KORAL
Witam Was serdecznie!
W końcu nadszedł czas na zaprezentowanie Wam Gorączki Złota z bliska, czyli pierwszego z pięciu botków jesienno-zimowych mojego autorstwa. Koral pochodzi jeszcze z 2016 (!) roku i jest rzeźbą, od której wszystko się zaczęło, dlatego też mam do niej ogromny sentyment. Miałam zmodyfikować na zajęciach rzeźby jakiś przedmiot i pomyślałam, że zaprojektowanie buta będzie strzałem w dziesiątkę. Jako, że nigdy nie robiłam tak zaawansowanej ceramiki, zajęło mi to dość dużo czasu, a proces twórczy wydłużył do maksimum, kiedy na kilka tygodni przerwałam pracę. Masa wyschła, a potem przez parę dni musiałam ją namaczać, jednak nie stanowiło to żadnego problemu.
Inspiracje do tego projektu znalazłam w perłach, kulach, bańkach mydlanych, koralach, balonach... Od tego zaczęłam, a skończyłam na efekcie chryzelefantyny i antyku. Poniżej w punktach przedstawię poszczególne etapy:
- Najpierw określiłam wymiary prostopadłościanu, z którego metodą wybierania miałam wydobyć but - niestety na oko.
- Mając przed sobą projekt, wykonałam szkic, według którego wycięłam kształt wyjściowej bryły.
- Po dopracowaniu podstawy, którą nazywam "skarpetą", przyszedł czas na kule. Po uformowaniu kilku sztuk różnej wielkości, każdą przecięłam na pół i wybrałam jej zawartość, aby po przyklejeniu jej do bazy, w środku była pusta przestrzeń, ograniczająca ryzyko pęknięcia podczas wypału z powodu zbyt grubej ścianki.
- Po przyklejeniu wszystkich kul wybrałam całe wnętrze buta i wyrzeźbiłam platformę. Co prawda niezgodnie z projektem, ale często zdarza mi się wprowadzać małe zmiany.
- Nastał ten najgorszy moment... obcas. Wiecie, co jest najgorsze? Kiedy taki obcas się złamie, a co zrobiłam? Tak, dokładnie, złamałam obcas. Pozbyłam się gliny spomiędzy wkładki i szpilki, a podczas szlifowania, niefortunnie zwiększyłam nacisk i ją złamałam. Na szczęście było to przed wypałem, więc mogłam to jeszcze naprawić na mokro.
- Po zakończeniu pierwszego etapu, czyli procesu rzeźbiarskiego, pracę odstawiłam do wyschnięcia, bez żadnych zabezpieczeń, żeby po wyparowaniu wody móc dokonać ostatnich szlifów i wstawić do pieca na pierwszy wypał, tzw. biskwit.
- Niestety tym razem złamał się wystający element w górnej części rzeźby, jednakże z pomocą przyszedł klej i przy kolejnym wypale wybawił mnie z opresji.
- Nałożyłam przezroczyste szkliwo w miejscach, gdzie występuje gładka powierzchnia i błyszczące białe tam, gdzie miało znaleźć się złoto, kule pozostały w stanie surowym.
- Po wypaleniu szkliw przyszedł czas na wisienkę na torcie, czyli złoto naszkliwne (10%). Jak sama nazwa mówi, bez szkliwa nie ma efektu złota, chodzi o gładką powierzchnię i najpewniej reakcje chemiczne. Cienkim, nylonowym pędzelkiem, który według mnie najlepiej nadaje się do tego zarówno na małej jak i dużej powierzchni, nałożyłam czerwoną, gęstą ciecz, która po ostatnim wypale przeobraziła się w piękne, istotnie metaliczne złoto.
W późniejszym czasie podjęłam się znacznie trudniejszych zadań, o czym przekonacie się w kolejnych odsłonach Gorączki Złota, jednak wtedy było to dla mnie prawdziwe wyzwanie, mimo że nie pierwszy raz rzeźbiłam buta. Gdzieś w odmętach tego bloga możecie znaleźć moje pierwsze, pierwsze próby, dla ciekawych podpowiem, że trzeba szukać w 2013 i 2014 roku. Tyle na dzisiaj ode mnie, czekajcie na pozostałą część kolekcji! Komu udało się zobaczyć Koral na żywo, a kto korzysta z wirtualnej wystawy? Piszcie w komentarzach i dajcie mi znać, co sądzicie!
Komentarze
Prześlij komentarz